piątek, 10 lipca 2015

Konsulat

Teraz nie ma już (prawie), żadnych przeszkód żeby jechać ;)
Wczoraj wsiadłam z tatą do samochodu i pojechałam do... Sosnowca. Nie 'for fun' bo nikt for fun do Sosnowca nie jeździ. Tata musiał coś załatwić w pracy zanim pojechaliśmy do Krakowa do konsulatu Stanów Zjednoczonych. Jechaliśmy oczywiście n złamanie karku bo nie ma co być za wcześnie (jak ja się nienawidzę śpieszyć i spóźniać). Byliśmy na styk, całe szczęście, że są wakacje i Kraków nie jest zakorkowany, no i też godzina była dobra bo ani z pracy ani do pracy, feel free możesz jechać gdzie chcesz o też porze. 
Ktoś kiedyś powiedział mojemu tacie w telefonie, że jak mam 17 lat to muszę wbić do tego konsulatu sama, więc tak zrobiłam a on siedział po drugiej stronie i jadł śledzie (ambasada śledzia, szkoda, że bez wódki). Jak się okazało, mógł ze mną wejść ale (jak się okazało później) nie było to konieczne.
Weszłam sobie do środka, przeszłam kontrole prawie jak na lotnisku, ale wszystko zostawiłam tacie, żeby się nie bawić w zostawianie rzeczy itp więc szybciutko udałam się do pani która z całej masy papierów (które "musiałam" wziąć) wyciągnęła tylko dokument DS-2019 oraz wydruk ze strony konsulatu i oznajmiła, że więcej nie będzie mi potrzebne (!). Potem poszłam po schodkach do góry, oddałam odciski palców, wzięłam numerek (prawie jak na poczcie) i usiałam w poczekalni pełnej ludzi. Nudziło mi się strasznie i tylko czekałam, aż ktoś koło mnie usiądzie i będę mogła gadać o niczym (jak zwykle). Tak się też stało, wiec pogawędziłam chwilkę z miłą dziewczyną która wybiera się na spontana do Stanów na wakacje (pozdrawiam). 
Kiedy pojawił się na płycie mój numerek serce zabiło mi troszkę szybciej i pomknęłam do drugiego pomieszczenia z konsulami (?). Podeszłam do pana za szybą, oddałam odciski palców, pogawędziłam dwie minuty (po ang), podziękowałam i wyszłam. To wszystko. Po to musiałam czekać pół godziny ;D 
No i tak się skończyła moja przygoda w konsulacie, o 14 byłam już w Katowicach (tu mnie wystawił tata żebym sobie pojechała autobusem do domu) i korzystając z okazji znajdowania się pod galerią katowicką weszłam wypić kawę i kupić sobie koszulkę. Potem pojechałam do domu śpiąc sobie w autobusie (nie byłam jedyna na szczęście).

#shopaholic
(widać opaskę z openera!)
(to jest piękny haft który na niej jest, 
nie ona nie jest cała biała)

Tak właściwie to nie mam pojęcia jak spakuję wszystkie moje ubrania. Może ktoś mi powie?

Ag.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. A w sumie to zadawal tylko pytania ktore musial zadac formalnie (czy mieszkam u rodziny, czy rodzice mi placa za wymiane, czy znam swoje prawa i obowiazki. No takie typowe pytania na ktore zna odpowiedz ale musi uslyszec moje "yes"). No i pytal tez gdzie dokladnie jade i steierdzil ze to fajny teren i ze ludzie w teksasie smiesznie mowia i sa bardzo otwarci i przyjaźni. Na koniec rzyczyl mi powodzenia i fajnej wymiany ;p

      Usuń
    2. *życzył (boze czemu zrobilam taki blad?!)

      Usuń