#exchange student confessions
Pierwsza 'story time' w histori, w dodatku bardzo świeże wydarzenie, trochę w ostrzeżeniu a trochę dlatego bo uważam to całe zajście za zabawne i warto o tym wiedzieć ;D
Historia miała miejsce dzisiaj po południu na moim treningu tenisa, czyli po prostu zwykły wtorek.
W każdym razie, jak zawsze na 7 lekcji, przebrałam się w moje sportowe ubrania, złapałam rakietę, wodę, telefony, posmarowałam ramiona filtrem i podreptałam na korty z innymi dziewczynami z drużyny. Zostaliśmy podzieleni na pary i robiliśmy ćwiczenia na odbijanie z powietrza (nie będę umieszczać terminologi, ważne jest tylko to powietrze i fakt, że jestem niska, mam 160 cm). Jak odbijałam sobie przy siatce to nie było problemu bo mało co musiałam się ruszać, ale zmieniliśmy miejsca tak, że wylądowałam z tyłu a koledzy z naprzeciwka podawali wysokie i dalekie piłki. Tak więc do każdej z nich musiałam dobiec i podskoczyć.
Dobrze mi szło dopóki pewna randomowa piłka nie zepsuła mi pachwiny. No dobra, ja skoczyłam i jakoś źle wylądowałam, coś przeskoczyło i bolało. Grałam chwile dalej licząc, że przestanie ale nie przestało, więc poszłam do coach S i ona wysłała mnie do Trainer's (sportowego medycznego u nas w szkole). Mój kumpel z pary został wysłany, żeby mnie eskortować, więc zaprowadził mnie tam i zostawił.
Pogadałam z medykiem/sportowcem/coachem, porolowałam się trochę na takiej piance do rolowania (btw bardzo dziwnie to wyglądało), przeszło, wróciłam grać.
Zaczęłam grać, dwie piłki dalej znowu zaczęło boleć, poszłam znowu do Trainers, musiałam tym razem dość długo czekać bo akurat skończyła się lekcja i masa footballowców bandażowała sobie biedne rączki i kolanka. Przyszła moja kolej, dali mi worek lodu, przyłożyłam do bolącego miejsca (znowu dziwnie to musiało wyglądać) i siedziałam tak przez 20 min, cała skóra wokół była czerwona z zimna a na samą pachwinę to mało dało no ale bądź co bądź musiałam wrócić bo wybieraliśmy lidera drużyny ;p
Godzina 3:10, trening kończy się o 3:30 a Cyn miała odebrać mnie i Henrego (który miał w tym czasie ROTC) o 4:10. Dużo czasu do czekania, szczególnie jak nic nie można robić bo się chodzi jak kaleka (bo bądź co bądź jest się małą kaleką). Alec (który mieszka na tym samym osiedlu) zaproponował, że podrzuci mnie do domu jak mi tak wygodnie. Wygodna propozycja. Postanowiłam napisać do Cyn:
-"I have an contusion, will come home with Alec instead of waiting for ya'll"
-"what happened?"
-"just jumped and something went wrong ;/"
Pragnę zwrócić waszą uwagę na słowo CONTUSION. Według mnie, według google tłumacza i moich znajomych oznacza ono kontuzje. A ja miałam kontuzje, tylko nie wiedziałam jak wyjaśnić co się stało bo jakoś nigdy się nie uczyłam jak jest 'pachwina' po angielsku. No jak się okazało, według Amerykanów, oznacza coś innego. A to za chwile.
Po chwili (dokładnie kiedy oddawaliśmy głosy na kapitanów- dziewczynę i chłopaka) Cyn do mnie dzwoniła (nie mogłam odebrać) a potem napisała:
-"I'm on my way to get u now"
Więc podziękowałam Alec'owi za to, że zaproponował podwózkę i jak tylko oddałam głos poczłapałam po torbę do szatni. Zadzwonił Henry "hi, are u ok? mom said that you've cut yourself or something". tak tak Henry, mam się spoko, nie pocięłam się, tylko trochę dziwnie chodzę ale idę po torbę i do domu.
No więc wzięłam torbe i poszłam na parking tam gdzie mnie zawsze Cyn odbiera.
Cyn zadzwoniła "where are you?! Is somebody helping you?!" hmmm mam się spoko, czemu ma mi ktoś pomagać, ja tylko kuleje.
Wbijam do samochodu i Cyn odetchnęła z ulgą ale przy okazji nie wiedziała co się dzieje. I wtedy dowiedziałam o tym, jak słowo contusion było nietrafne. Moje pierwsze nietrafne słowo wywołało panikę. Dobra historia. W każdym razie, dla amerykanów 'contusion' znaczy tyle co: "rana, krew, szwy, ała, boli, tragedia, szpital". Cyn spanikowana przyjechała do szkoły najszybciej jak mogła, znalazła coach S. i spanikowana wypytywała się co mi się stało, czy mam się dobrze, gdzie jestem, kto ze mną jest etc. w czasie kiedy ja sobie spokojnie dreptałam po torbe.
Teraz muszę tłumaczyć wszystkim co zaszło i że nic mi nie jest ;)
Uwaga ta historia ma morał: uważajcie na słowa, bo Polska szkoła nie zawsze ma racje, wszystko zależy od regionu, ludzi, tradycji. No i nigdy nie używajcie słowo 'contusion', tak na wszelki wypadek ;)
A teraz mówię dobranoc, idę się pouczyć na kartkówkę z hiszpańskiego i spać.
PS. dalej mnie to boli, dalej dziwnie chodzę i rozciąganie się przez ok 30 min nic nie dało (y)
Ja jak byłam na zakupach z host mom po rzeczy do szkoły krzyknęłam na cały Walmart, że muszę jeszcze kupić RUBBER w nadziei, że to gumka do mazania. Nie wiedziałam, że to ta 'inna' gumka dopóki host mom nie zaczęła się śmiać wniebogłosy hahahaha brytyjski angielski to nie amerykański angielski :p
OdpowiedzUsuń