sobota, 26 września 2015

What's up? #1

Co u mnie? Dużo się dzieje a ja mało pisze, właściwie to teraz dopiero rozumiem dlaczego każdy wymieniec (posiadający bloga) ciągle tłumaczy się brakiem czasu. To nie wymówka tylko czysta prawda ;p Na komputerze jestem może raz na tydzień, wszytskie media sołecznościowe musze ogarniać przez moje dwa telefony (Verizon nie działa na telefonach nie z verizona), amerykański który noszę ze sobą do szkoły i polski który lezy w domu i czeka na mnie aż wróce.
No więc postanowiłam na szybko wrzucić jakiś update ze zdjęciami ze snapa (bo innych nie mam)

 Skradziony telefon??
 w niedziele byłam się przechadzać po autlecie

 tyle stopni było w nocy ;p
 a tyle stopni było wczoraj w dzień
znaleźliśmy kota przed domem, a potem jego właścicieli ;p

niedziela, 13 września 2015

Game day + snapchat

Piątek- game day. Jak wygląda? Jak w filmie ;p

Zacznijmy od tego, że przed lekcjami był pep rally, nasze tancerki i cheerleaderki oraz szkolna orkiestra i 'wildcats' budzili we wszystkich ducha szkoły tańcząc, skacząc i grając na stołówce, potem przemaszerowali przez korytarz, otaczając wszystkich graczy footballu, do skrzydła atletycznego ;D 
I wyobraźcie sobie połowę szkoły, ubraną w szkolne kolory (czerwony-złoty, czy to nie najlepsze szkolne kolory na świecie?!)

Iiiii ciasteczka. Kilka słów wyjaśnienia bo niektórzy amerykanie nawet nie wiedzieli, że coś takiego się dzieje.
Moja pierwsza lekcja jest w pomieszczeniu do tańczenia (obviously), kiedy weszłam do 'klasy' na stole (który stoi po boku) była masa pudełek/słoików/opakowań ozdobionych w kolorach szkoły, a w środku były... chocolate chip cookies! (po co komu tyle ciasteczek?!)
Trenerka odesłała nas na drugi koniec mówiąc, że za chwile zrobi się tłok... tak też było jak cała drużyna footballowa wparowała w poszukiwaniu swoich ciasteczek ;p
Słowo wyjaśnienia: Cheearlederki i tancerki są podzielone na grupy (2-3 osobowe), każda grupa jest przydzielona jednemu sportowcowi i one właśnie pieką ciasteczka żeby dać im w dzień meczy. Im więcej ciastek zjedzą tym lepiej im pójdzie. Ja ummmm. W każdym razie ciasteczka były dobre (siedzenie na matematyce dla debili jest opłacalne, jest szansa bycia w klasie z jakimś niezbyt mądrym footballowcem, który w dzień meczu rozdaje ciastka bo ma ich za dużo).
W każdym razie o 19:00 zaczynał się mecz, trzeba było być niby godzinę wcześniej ale... ale wcześniej nie miałam podwózki więc byliśmy tam o 18:40.
Umówiłam się żeby spotkać się na miejscu z Bea z Brazylii i jej host bratem, a po drodze zgarnęliśmy Konrada z Polski. Dobrze jest mieć jeżdżących znajomych (teraz rozumiem czemu moja siostra zawsze dzwoniła po znajomych zamiast iść na autobus).

Mecz... był dokładnie taki jak sobie wyobrażałam. Nie znałam reguł i głównie patrzyłam na cheerleaderki i na występ naszych tancerek w przerwie w połowie meczu (występowała też szkolna orkiestra, no i był też występ drugiej szkoły). Musze przyznać, że są genialne... nic dziwnego skoro tańczą w szkole w czasie lekcji, po szkole na zajęciach pozalekcyjnych i wieczorem w studiach tanecznych... (?!)
Po meczu ludzie normalnie jadą coś zjeść ale Bea z jej hbratem (i jego znajomymi) jechała do domu więc po prostu odwieźliśmy Konrada i poprosiłam żeby mnie podrzucić do miejsca gdzie była Cyn i jej przyjaciółka, zjadłyśmy dinner i ok 12 byłyśmy w domu ;)
+kocham texas za fakt, że idąc o północy do samochodu dalej było 25 stopni <3

Wiem, muszę się poprawić w robieniu zdjęć....

wymagana szkolna koszulka, 212!
No i... snapchat!
Zostałam poproszona o podanie tu mojego snapa, nie dodaje jakoś bardzo dużo rzeczy tam ale czasem możecie podglądnąć co się u mnie dzieje.
Jeśli chcecie, żebym was zaakceptowała musicie napisać w komentarzu swoją nazwę. Chce mieć pewność, że dodaje czytelników a nie jakiś dziwnych ludzi.
Moja nazwa to:

kocota




wtorek, 8 września 2015

Story Time #1

#exchange student confessions

Pierwsza 'story time' w histori, w dodatku bardzo świeże wydarzenie, trochę w ostrzeżeniu a trochę dlatego bo uważam to całe zajście za zabawne i warto o tym wiedzieć ;D
Historia miała miejsce dzisiaj po południu na moim treningu tenisa, czyli po prostu zwykły wtorek.

W każdym razie, jak zawsze na 7 lekcji, przebrałam się w moje sportowe ubrania, złapałam rakietę, wodę, telefony, posmarowałam ramiona filtrem i podreptałam na korty z innymi dziewczynami z drużyny. Zostaliśmy podzieleni na pary i robiliśmy ćwiczenia na odbijanie z powietrza (nie będę umieszczać terminologi, ważne jest tylko to powietrze i fakt, że jestem niska, mam 160 cm). Jak odbijałam sobie przy siatce to nie było problemu bo mało co musiałam się ruszać, ale zmieniliśmy miejsca tak, że wylądowałam z tyłu a koledzy z naprzeciwka podawali wysokie i dalekie piłki. Tak więc do każdej z nich musiałam dobiec i podskoczyć.
Dobrze mi szło dopóki pewna randomowa piłka nie zepsuła mi pachwiny. No dobra, ja skoczyłam i jakoś źle wylądowałam, coś przeskoczyło i bolało. Grałam chwile dalej licząc, że przestanie ale nie przestało, więc poszłam do coach S i ona wysłała mnie do Trainer's (sportowego medycznego u nas w szkole). Mój kumpel z pary został wysłany, żeby mnie eskortować, więc zaprowadził mnie tam i zostawił.
Pogadałam z medykiem/sportowcem/coachem, porolowałam się trochę na takiej piance do rolowania (btw bardzo dziwnie to wyglądało), przeszło, wróciłam grać.
Zaczęłam grać, dwie piłki dalej znowu zaczęło boleć, poszłam znowu do Trainers, musiałam tym razem dość długo czekać bo akurat skończyła się lekcja i masa footballowców bandażowała sobie biedne rączki i kolanka. Przyszła moja kolej, dali mi worek lodu, przyłożyłam do bolącego miejsca (znowu dziwnie to musiało wyglądać) i siedziałam tak przez 20 min, cała skóra wokół była czerwona z zimna a na samą pachwinę to mało dało no ale bądź co bądź musiałam wrócić bo wybieraliśmy lidera drużyny ;p
Godzina 3:10, trening kończy się o 3:30 a Cyn miała odebrać mnie i Henrego (który miał w tym czasie ROTC) o 4:10. Dużo czasu do czekania, szczególnie jak nic nie można robić bo się chodzi jak kaleka (bo bądź co bądź jest się małą kaleką). Alec (który mieszka na tym samym osiedlu) zaproponował, że podrzuci mnie do domu jak mi tak wygodnie. Wygodna propozycja. Postanowiłam napisać do Cyn:
-"I have an contusion, will come home with Alec instead of waiting for ya'll"
-"what happened?"
-"just jumped and something went wrong ;/"
Pragnę zwrócić waszą uwagę na słowo CONTUSION. Według mnie, według google tłumacza i moich znajomych oznacza ono kontuzje. A ja miałam kontuzje, tylko nie wiedziałam jak wyjaśnić co się stało bo jakoś nigdy się nie uczyłam jak jest 'pachwina' po angielsku. No jak się okazało, według Amerykanów, oznacza coś innego. A to za chwile.
Po chwili (dokładnie kiedy oddawaliśmy głosy na kapitanów- dziewczynę i chłopaka) Cyn do mnie dzwoniła (nie mogłam odebrać) a potem napisała:
-"I'm on my way to get u now"
Więc podziękowałam Alec'owi za to, że zaproponował podwózkę i jak tylko oddałam głos poczłapałam po torbę do szatni. Zadzwonił Henry "hi, are u ok? mom said that you've cut yourself or something". tak tak Henry, mam się spoko, nie pocięłam się, tylko trochę dziwnie chodzę ale idę po torbę i do domu.
No więc wzięłam torbe i poszłam na parking tam gdzie mnie zawsze Cyn odbiera.
Cyn zadzwoniła "where are you?! Is somebody helping you?!" hmmm mam się spoko, czemu ma mi ktoś pomagać, ja tylko kuleje.
Wbijam do samochodu i Cyn odetchnęła z ulgą ale przy okazji nie wiedziała co się dzieje. I wtedy dowiedziałam o tym, jak słowo contusion było nietrafne. Moje pierwsze nietrafne słowo wywołało panikę. Dobra historia. W każdym razie, dla amerykanów 'contusion' znaczy tyle co: "rana, krew, szwy, ała, boli, tragedia, szpital". Cyn spanikowana przyjechała do szkoły najszybciej jak mogła, znalazła coach S. i spanikowana wypytywała się co mi się stało, czy mam się dobrze, gdzie jestem, kto ze mną jest etc. w czasie kiedy ja sobie spokojnie dreptałam po torbe.
Teraz muszę tłumaczyć wszystkim co zaszło i że nic mi nie jest ;)

Uwaga ta historia ma morał: uważajcie na słowa, bo Polska szkoła nie zawsze ma racje, wszystko zależy od regionu, ludzi, tradycji. No i nigdy nie używajcie słowo 'contusion', tak na wszelki wypadek ;)

A teraz mówię dobranoc, idę się pouczyć na kartkówkę z hiszpańskiego i spać.

PS. dalej mnie to boli, dalej dziwnie chodzę i rozciąganie się przez ok 30 min nic nie dało (y)

niedziela, 6 września 2015

Szkoła

Tak, to jest ten dzień kiedy mam czas usiąść przed laptopem i coś napisać. Pomimo, że wróciłam dziś do domu o 18:20 (już nigdy więcej nie wracam z moją host mamą ze szkoły ;D zawsze zamiast do domu jeszcze gdzieś wcześniej jedziemy itp...)
(nie, nie mam szkoły w niedziele, pisałam tego posta dwa dni temu)

W każdym razie bardzo lubię mój plan ;) a wygląda on tak:

1. Aerobic dance
2. Spanish I
3. English III
4. Algebra II
?. Lunch
5. US history
6. Teen Leadership
7. Tennis

Dodatkowo we wtorek i czwartek mam treningi tenisa do 3:30. W piątki są zawody ale na nie nie jeżdżę bo za krótko gram ze szkołą.

No ale od początku, miałam wszystko odpisać więc opiszę ;)

0. Jestem w szkole zazwyczaj o 6:40. What?! To nie jest normalne dla tutejszych ludzi szczególnie, że lekcje zaczynają się o 7:25. No ale Henry musi być wcześniej w szkole z powodu ROTC (klub wojskowy, coś w tym stylu). Więc zazwyczaj siedzę i nic nie robię, teraz jest lepiej bo mam jakiś znajomych i czasem kogoś spotkam więc aż tak się nie nudzę.

1. Aerobic dance
Zastanawiałam się nad tym albo nad zwykłym Dance I ale stwierdziłam, ze to, że potrafię zrobić szpagat nie znaczy, że potrafię tańczyć. W dodatku naprawdę chciałabym nie przytyć w tym roku :D W każdym razie podoba mi się ta lekcja. Dziewczyny są bardzo nieśmiałe (każdy rocznik, jesteśmy pomieszane), mało kto rozmawia jak na razie, więc jest odrobinę dziwnie i niezręcznie. Ale uważam, że to jest dobre rozpoczęcie dnia ;p
Polega to mniej więcej na tym, że łączymy fitness z tańcem. Używamy kroków z zumby etc i robimy z tego układy. Całkiem dobra zabawa, no i nie trzeba mieć żadnych umiejętności ;D

2. Spanish I
Czyli po prostu podstawy hiszpańskiego ;) Nauczycielka jest całkiem miła więc nie jest źle, języki zawsze były moją mocną stroną więc radzę sobie bez problemy. To jest jedna z lekcji gdzie są pomieszane wszystkie roczniki

3. English III
Nie jest najgorzej, myślałam, że będzie ciężko ale przed wczoraj np pisałam już pierwszą prace. Myślę, że nie poszło mi najgorzej. Bardzo lubię tą nauczycielkę, jest wyrozumiała i mila dla każdego. Jeszcze jej nie słyszałam, żeby podniosła na kogoś głos.

4. Algebra II
Matematyka dla debili. Dla mnie idealnie. Jest nas 17 na tej lekcji- idioci, goście z drużyny footballowej i kilka dziewczyn. Mój cel? Przyjść, nie zamarznąć i wyjść.
Nauczycielka jest przeeemiła. Mówi do nas jak do dzieci z podstawówki i jak mamy czas do końca lekcji to sama rozwiązuje dla nas zadanie domowe ;p Duży przeskok bo skoczyłam z rozszerzenia gdzie ledwo sobie radziłam. Teraz jestem najlepsza w klasie.

?. Lunch
Jest zdecydowanie za późno, jestem o tej porze już baaardzo głodna i tylko o tym myślę. NIKT z moich znajomych nie ma lunchu ze mną. NIKT. Więc siedzę z Henrym i jego znajomymi.
I nie, nie kupuje tego czegoś zwanego jedzeniem w szkole. Biorę swoje jedzonko składające się zazwyczaj z kanapki, marcheweczek i takich słodkich owsianych chrupków które kocham nad życie.

5. US history
Zdecydowanie najtrudniejszy przedmiot. Nie, nie dlatego, że historia Stanów jest jakaś strasznie trudna... po prostu większość czasu pracujemy na tekstach źródłowych... i wtedy nawet nie wiem co czytam. Całe szczęście siedzimy przy stolikach 4 osobowych i pracujemy w grupach. Wtedy błagam o pomoc.

6. Teen Leadership.
Tutaj zaczyna się fajna część dnia. To jest zdecydowanie najlepszy wybór jaki dokonałam. Co tam robimy? Uczymy się jak robić dobre pierwsze wrażenie, być pewnym siebie, pracować w grupach etc. Uwielbiam tego nauczyciela, zawsze stoi przed klasą żeby przywitać każdego uściskiem ręki i zapytać "how are you" przed wejściem (zazwyczaj wszyscy są spóźnieni bo to w innym budynku jest). On jest właściwie cochem footballu u nas w szkole ;D
Lubie ludzi z tej lekcji, duża część z nich jest nieśmiała ale powoli się otwierają i integrują się z resztą.
Wczoraj musieliśmy wygłosić przemowę 'o sobie'. 2 minuty gadania o sobie? To było wbrew pozorom ciężkie... ale naprawdę wiele się dowiedziałam o innych.
Niestety to jest tylko lekcja przez jeden semestr :(

7. Varsity Tenis
Co ja tam robię?! Znaczy, nie żebym narzekała, że jestem w reprezentacji szkoły no ale wrzucili mnie tam bez żadnych podstaw. Tak więc jestem w drużynie z dziewczyną, która jeździ po całym Teksasie na zawody i z chłopakiem, który ma uprawnienia trenera tenisa:
-'so I gues I'll be late for work today"
-"Where are you working?"
-"oh I'm a tennis coach"
No ale właściwie większość osób gra jak ja więc nie jest źle. Muszę jednak się trochę podciągnąć...

We wtorki i czwartki zostajemy na kortach do 3:30, potem albo czekam aż mnie odbierze Cyn albo błagam kogoś o podwózkę.

W normalne dni albo wracam autobusem albo błagam o podwózkę. Od razu powiem, że amerykańskie żółte autobusy są okropne, stare, duszne i przepełnione ludźmi. W dodatku jadą 5 razy dłużej niż samochody.... Czyli jednak wybieram opcje "hi, can u give me a ride home?".

Po szkole nie uczę się za dużo, czasem mam tylko zadanie z matematyki, które jest do zrobienia w 5 minut. Ale zazwyczaj coś robimy, np jedziemy do sklepu, do kogoś ze znajomych Cyn albo po prostu wracam do domu o 18 jak dzisiaj i jestem wykończona :D ale nie mam co narzekać, szkola podoba mi się dużo bardziej niż moja Polska szkoła ;p To pewnie dlatego, ze sama mogłam sobie wybrać lekcje ;)

 w szkolnej bluzie
 korytarz
 zadanie domowe z maty ;p
 przysięgam, że w USA jest najlepszy jogurt grecki jaki jadłam
a tu kolejne koszulki szkolne, kóre zamówiła Cyn 
jeśli bym kiedyś jeździła na zawody ze szkołą ;p