środa, 20 kwietnia 2016

Zniknęłam?

Dzień trzeci, ja siedzę w łóżku z laptopem i kicham i oglądam "Dexter" i myślę o przyszłości i dzwonie do rodziców. Powiedziałabym że pobijam jakiś osobisty rekord bo nie pamiętam kiedy ostatnio 3 dni pod rząd odpaliłam laptopa- kiedyś potrzebny do życia a teraz siedzi w kącie do czasu kiedy muszę zrobić notatki na psychologie-tak się właśnie dzieje kiedy szkoła jest zamknięta bo wody na ulicach jest po kolana i dalej pada (no dobra, kropi) 
Tak więc gdzieś pomiędzy rozmową z rodzicami, ogarnianiem przyszłości, połykaniem kolejnych tabletek i binge watching Dexter (cały sezon w dwa dni, brawa dla mnie) pomyślałam, że tu coś napisze. Nigdy dobra z blogami nie byłam, bardziej podoba mi się koncepcja ich prowadzenia niż ich prowadzenie. Gdzieś w listopadzie pozbyłam się fejsa, i za nim nie tęsknie. Z bloga zniknęłam. Moje 'my story' na snapie jest marne a na instagranie dodaje zdjęcie raz na 2 miesiące. Tak oto ja dokumentuje moją wymianę. 
Ale nie to się liczy najbardziej, nie liczą się zdjęcia, filmiki, wpisy na blogu, pamiątki (nienawidzę pamiątek). Liczą się wspomnienia, bo tylko one zostaną na zawsze. Teraz widzę wiele rzeczy których wcześniej nie dostrzegałam. Widzę co jest ważne w życiu- rodzina czy przyjaciele którzy mimo utrudnionego kontaktu dalej się starają. Poznałam też ludzi którym mogę ufać, którzy we mnie wierzą i wspierają mnie od kiedy mnie tylko poznali. Poznałam też siebie, i niezależnie od tego ile ludzi będzie mnie osądzać, albo mówić, że się zmieniłam z pogardą w głosie, teraz jestem sobą. Ustanowiłam system wartości, dowiedziałam się czego chce od życia, moja osobowość stała się silniejsza a język trochę bardziej 'crass', ubieram się też inaczej (alergic to color), no i gdzieś po drodze przestałam się martwić tym co ludzie myślą i mówią- ludzie zawsze będą plotkować i to czyni życie troszkę ciekawszym więc nie osądzajmy ich (apropo plotek- ja podobno nie wracam do polski hehe, nie wiem skąd to się wzięło).
Ale fakt faktem- wymiana się kończy. Nie, nie liczę dni. Ktoś mi gdzieś kiedyś powiedział że zostało mi około 6 tygodni w szkole i w Cypress (potem tylko trip do Cali). Trochę mało żeby zrzucić te wszystkie kilogramy których mi przybyło (tak, amerykańskie jedzenie to tragedia, przytyłam jedząc sałatki w każdej restauracji do której się udałam). Ale co potem? Co będzie kiedy wrócę? a no tak, trzeba zrobić prawo jazdy, jechać do wawy zdać GED i spróbować spełnić swoje marzenia- znowu. Potem fajnie by było żeby wszystko poszło po mojej myśli, a za kilka lat lecieć na wymianę do Australii... tsa, jeśli ja coś sobie wymyśle to nie może być to takie banalne jak "chce być lekarzem/prawnikiem/miećwłasnąrestauracje". (od razu się tłumacze, że nie mam nic do ludzi którzy chcą być lekarzami/prawnikami (shoutout dla mojej genialnej siostry) albo czyimiś aspiracjami na własną restauracje- całkiem fajna sprawa, dużo hajsu można zgarnąć jeśli się uda a jak nie to można zadzwonić po kuchenne rewolucje i wylądować w tvn). Ja chyba po prostu czasem za bardzo kombinuje, ale trochę mi się to podoba więc jeszcze nie porzucę mojej wyimaginowanej kawalerki w warszawie, studiach i pracy w top shopie. No i Australii (albo Kanady).
Ale póki co, wykorzystam jeszcze ten czas który mi tu został, pocieszę się faktem że jestem tu tą inną, ciekawą osobą (a nie basic white bitch) i moją wspaniałą ekipą znajomych (ziomków- nie można zapomnieć o fakcie, że mam tylko jedną koleżankę- nie dogaduję się tu za bardzo z dziewczynami). I postaram się nie myśleć o tym jak bardzo tęsknie za rodzicami (trochę jak dziecko na obozie) i siostrą. Ale będę też czekać z niecierpliwością, żeby ich w końcu zobaczyć w czerwcu (tak, właśnie sobie zaprzeczyłam).
A każdemu kto zastanawia się czy jechać na wymianę- TAK JEDŹ.

ps. pomimo, że mnie nie ma za bardzo na blogu- feel free żeby pisać na snapie albo na maila, ja naprawdę chętnie odpowiadam na pytania indywidualnych osób ;)



Polish. (tak, tak na mnie mówią)