sobota, 26 grudnia 2015

Let's the moment last forever

Ostatnio byłam tu pod koniec października. Szmat czasu. Nigdzie mnie nie ma, instagram jak zawsze w zimie jest martwy, 'my story' na snapie nie zawsze jest zadowalające, na blogu nie pisze a fejsa usunęłam dwa miesiące temu. Ale żyje. I uwaga, mam się lepiej niż kiedykolwiek.
Przychodzi taki piękny moment kiedy wszystko jest takie jak powinno być. Jestem we właściwym czasie, we właściwym miejscu z właściwymi ludźmi. Żyje. Nie siedzę całymi dniami na fb pisząc ze znajomymi z Polski. Zobaczyłam na kogo z nich mogę liczyć. Odcięłam się od negatywnych ludzi. Znalazłam wspaniałych przyjaciół z którymi spędzam całe dnie. Jestem szczęśliwa. A chyba to się liczy najbardziej prawda?
I chyba przez fakt, że zbliża się nowy rok, więc patrzy się wtedy krytycznie na ten co przeminął, uświadamiam sobie, że wyjazd na wymianę to jedna z najlepszych decyzji jakie w życiu podjęłam.

A teraz zasypie was zdjęciami bo tak mi się podoba

 pogoda w grudniu <3
 oto co mi mikołaj podarował
 w życiu nie widziałam brzydszej piżamy
 Christmas morning
 Trev <3

 tak to ja i moma hmama
 W halloween czekając na pizze
a to ja w halloween

piątek, 30 października 2015

No time :(

Tak, właśnie zamierzam użyć wymówkę, którą rok temu uważałam za totalną bzdurę. Dopiero teraz rozumiem jak wszyscy pisali, że nie maja czasu.
No wiec właśnie tak.... nie mam czasu. Otwieram laptopa raz na 3 tygodnie jak muszę zrobić zadanie domowe, nie czytam blogów innych wymieńców bo nie ma kiedy i jedyne co robię w wolnym czasie (czyt. na nudnej lekcji) to wchodzenie na snapa albo instagrama (polecam mnie tam śledzić, będziecie wiedzieć, że przynajmniej żyje).
Nie mam czasu poskładać jakiś sensownych przemyśleń żeby sklecić fajnego posta. Ale obiecuje że wrzucę tu coś mądrego z okazji 3 miesięcy w USA. Postaram się wynagrodzić jakoś moją nieobecność.
PS. tak, byłam w Disney Wordzie i nawet nie zrobiłam posta na ten temat, w każdym razie, fajnie było, ale 7 dni to za dużo
PS2. tak ominęłam z tego powodu homecoming i było mi ciut przykro
PS3. no w każdym razie sezon tenisowy się skończył więc już nie zostaje na treningu po szkole więc może będę tu więcej ;)

 zaczęłam nosić czapki ^^
tak tak, miało być "the bae" ale nie umiem pisać na snapie.
ale ten słodziak (w sumei to jest ona) nie spuszcza mnie z 
oka od tygdnia ^^


See yall!
Ag.

sobota, 26 września 2015

What's up? #1

Co u mnie? Dużo się dzieje a ja mało pisze, właściwie to teraz dopiero rozumiem dlaczego każdy wymieniec (posiadający bloga) ciągle tłumaczy się brakiem czasu. To nie wymówka tylko czysta prawda ;p Na komputerze jestem może raz na tydzień, wszytskie media sołecznościowe musze ogarniać przez moje dwa telefony (Verizon nie działa na telefonach nie z verizona), amerykański który noszę ze sobą do szkoły i polski który lezy w domu i czeka na mnie aż wróce.
No więc postanowiłam na szybko wrzucić jakiś update ze zdjęciami ze snapa (bo innych nie mam)

 Skradziony telefon??
 w niedziele byłam się przechadzać po autlecie

 tyle stopni było w nocy ;p
 a tyle stopni było wczoraj w dzień
znaleźliśmy kota przed domem, a potem jego właścicieli ;p

niedziela, 13 września 2015

Game day + snapchat

Piątek- game day. Jak wygląda? Jak w filmie ;p

Zacznijmy od tego, że przed lekcjami był pep rally, nasze tancerki i cheerleaderki oraz szkolna orkiestra i 'wildcats' budzili we wszystkich ducha szkoły tańcząc, skacząc i grając na stołówce, potem przemaszerowali przez korytarz, otaczając wszystkich graczy footballu, do skrzydła atletycznego ;D 
I wyobraźcie sobie połowę szkoły, ubraną w szkolne kolory (czerwony-złoty, czy to nie najlepsze szkolne kolory na świecie?!)

Iiiii ciasteczka. Kilka słów wyjaśnienia bo niektórzy amerykanie nawet nie wiedzieli, że coś takiego się dzieje.
Moja pierwsza lekcja jest w pomieszczeniu do tańczenia (obviously), kiedy weszłam do 'klasy' na stole (który stoi po boku) była masa pudełek/słoików/opakowań ozdobionych w kolorach szkoły, a w środku były... chocolate chip cookies! (po co komu tyle ciasteczek?!)
Trenerka odesłała nas na drugi koniec mówiąc, że za chwile zrobi się tłok... tak też było jak cała drużyna footballowa wparowała w poszukiwaniu swoich ciasteczek ;p
Słowo wyjaśnienia: Cheearlederki i tancerki są podzielone na grupy (2-3 osobowe), każda grupa jest przydzielona jednemu sportowcowi i one właśnie pieką ciasteczka żeby dać im w dzień meczy. Im więcej ciastek zjedzą tym lepiej im pójdzie. Ja ummmm. W każdym razie ciasteczka były dobre (siedzenie na matematyce dla debili jest opłacalne, jest szansa bycia w klasie z jakimś niezbyt mądrym footballowcem, który w dzień meczu rozdaje ciastka bo ma ich za dużo).
W każdym razie o 19:00 zaczynał się mecz, trzeba było być niby godzinę wcześniej ale... ale wcześniej nie miałam podwózki więc byliśmy tam o 18:40.
Umówiłam się żeby spotkać się na miejscu z Bea z Brazylii i jej host bratem, a po drodze zgarnęliśmy Konrada z Polski. Dobrze jest mieć jeżdżących znajomych (teraz rozumiem czemu moja siostra zawsze dzwoniła po znajomych zamiast iść na autobus).

Mecz... był dokładnie taki jak sobie wyobrażałam. Nie znałam reguł i głównie patrzyłam na cheerleaderki i na występ naszych tancerek w przerwie w połowie meczu (występowała też szkolna orkiestra, no i był też występ drugiej szkoły). Musze przyznać, że są genialne... nic dziwnego skoro tańczą w szkole w czasie lekcji, po szkole na zajęciach pozalekcyjnych i wieczorem w studiach tanecznych... (?!)
Po meczu ludzie normalnie jadą coś zjeść ale Bea z jej hbratem (i jego znajomymi) jechała do domu więc po prostu odwieźliśmy Konrada i poprosiłam żeby mnie podrzucić do miejsca gdzie była Cyn i jej przyjaciółka, zjadłyśmy dinner i ok 12 byłyśmy w domu ;)
+kocham texas za fakt, że idąc o północy do samochodu dalej było 25 stopni <3

Wiem, muszę się poprawić w robieniu zdjęć....

wymagana szkolna koszulka, 212!
No i... snapchat!
Zostałam poproszona o podanie tu mojego snapa, nie dodaje jakoś bardzo dużo rzeczy tam ale czasem możecie podglądnąć co się u mnie dzieje.
Jeśli chcecie, żebym was zaakceptowała musicie napisać w komentarzu swoją nazwę. Chce mieć pewność, że dodaje czytelników a nie jakiś dziwnych ludzi.
Moja nazwa to:

kocota




wtorek, 8 września 2015

Story Time #1

#exchange student confessions

Pierwsza 'story time' w histori, w dodatku bardzo świeże wydarzenie, trochę w ostrzeżeniu a trochę dlatego bo uważam to całe zajście za zabawne i warto o tym wiedzieć ;D
Historia miała miejsce dzisiaj po południu na moim treningu tenisa, czyli po prostu zwykły wtorek.

W każdym razie, jak zawsze na 7 lekcji, przebrałam się w moje sportowe ubrania, złapałam rakietę, wodę, telefony, posmarowałam ramiona filtrem i podreptałam na korty z innymi dziewczynami z drużyny. Zostaliśmy podzieleni na pary i robiliśmy ćwiczenia na odbijanie z powietrza (nie będę umieszczać terminologi, ważne jest tylko to powietrze i fakt, że jestem niska, mam 160 cm). Jak odbijałam sobie przy siatce to nie było problemu bo mało co musiałam się ruszać, ale zmieniliśmy miejsca tak, że wylądowałam z tyłu a koledzy z naprzeciwka podawali wysokie i dalekie piłki. Tak więc do każdej z nich musiałam dobiec i podskoczyć.
Dobrze mi szło dopóki pewna randomowa piłka nie zepsuła mi pachwiny. No dobra, ja skoczyłam i jakoś źle wylądowałam, coś przeskoczyło i bolało. Grałam chwile dalej licząc, że przestanie ale nie przestało, więc poszłam do coach S i ona wysłała mnie do Trainer's (sportowego medycznego u nas w szkole). Mój kumpel z pary został wysłany, żeby mnie eskortować, więc zaprowadził mnie tam i zostawił.
Pogadałam z medykiem/sportowcem/coachem, porolowałam się trochę na takiej piance do rolowania (btw bardzo dziwnie to wyglądało), przeszło, wróciłam grać.
Zaczęłam grać, dwie piłki dalej znowu zaczęło boleć, poszłam znowu do Trainers, musiałam tym razem dość długo czekać bo akurat skończyła się lekcja i masa footballowców bandażowała sobie biedne rączki i kolanka. Przyszła moja kolej, dali mi worek lodu, przyłożyłam do bolącego miejsca (znowu dziwnie to musiało wyglądać) i siedziałam tak przez 20 min, cała skóra wokół była czerwona z zimna a na samą pachwinę to mało dało no ale bądź co bądź musiałam wrócić bo wybieraliśmy lidera drużyny ;p
Godzina 3:10, trening kończy się o 3:30 a Cyn miała odebrać mnie i Henrego (który miał w tym czasie ROTC) o 4:10. Dużo czasu do czekania, szczególnie jak nic nie można robić bo się chodzi jak kaleka (bo bądź co bądź jest się małą kaleką). Alec (który mieszka na tym samym osiedlu) zaproponował, że podrzuci mnie do domu jak mi tak wygodnie. Wygodna propozycja. Postanowiłam napisać do Cyn:
-"I have an contusion, will come home with Alec instead of waiting for ya'll"
-"what happened?"
-"just jumped and something went wrong ;/"
Pragnę zwrócić waszą uwagę na słowo CONTUSION. Według mnie, według google tłumacza i moich znajomych oznacza ono kontuzje. A ja miałam kontuzje, tylko nie wiedziałam jak wyjaśnić co się stało bo jakoś nigdy się nie uczyłam jak jest 'pachwina' po angielsku. No jak się okazało, według Amerykanów, oznacza coś innego. A to za chwile.
Po chwili (dokładnie kiedy oddawaliśmy głosy na kapitanów- dziewczynę i chłopaka) Cyn do mnie dzwoniła (nie mogłam odebrać) a potem napisała:
-"I'm on my way to get u now"
Więc podziękowałam Alec'owi za to, że zaproponował podwózkę i jak tylko oddałam głos poczłapałam po torbę do szatni. Zadzwonił Henry "hi, are u ok? mom said that you've cut yourself or something". tak tak Henry, mam się spoko, nie pocięłam się, tylko trochę dziwnie chodzę ale idę po torbę i do domu.
No więc wzięłam torbe i poszłam na parking tam gdzie mnie zawsze Cyn odbiera.
Cyn zadzwoniła "where are you?! Is somebody helping you?!" hmmm mam się spoko, czemu ma mi ktoś pomagać, ja tylko kuleje.
Wbijam do samochodu i Cyn odetchnęła z ulgą ale przy okazji nie wiedziała co się dzieje. I wtedy dowiedziałam o tym, jak słowo contusion było nietrafne. Moje pierwsze nietrafne słowo wywołało panikę. Dobra historia. W każdym razie, dla amerykanów 'contusion' znaczy tyle co: "rana, krew, szwy, ała, boli, tragedia, szpital". Cyn spanikowana przyjechała do szkoły najszybciej jak mogła, znalazła coach S. i spanikowana wypytywała się co mi się stało, czy mam się dobrze, gdzie jestem, kto ze mną jest etc. w czasie kiedy ja sobie spokojnie dreptałam po torbe.
Teraz muszę tłumaczyć wszystkim co zaszło i że nic mi nie jest ;)

Uwaga ta historia ma morał: uważajcie na słowa, bo Polska szkoła nie zawsze ma racje, wszystko zależy od regionu, ludzi, tradycji. No i nigdy nie używajcie słowo 'contusion', tak na wszelki wypadek ;)

A teraz mówię dobranoc, idę się pouczyć na kartkówkę z hiszpańskiego i spać.

PS. dalej mnie to boli, dalej dziwnie chodzę i rozciąganie się przez ok 30 min nic nie dało (y)

niedziela, 6 września 2015

Szkoła

Tak, to jest ten dzień kiedy mam czas usiąść przed laptopem i coś napisać. Pomimo, że wróciłam dziś do domu o 18:20 (już nigdy więcej nie wracam z moją host mamą ze szkoły ;D zawsze zamiast do domu jeszcze gdzieś wcześniej jedziemy itp...)
(nie, nie mam szkoły w niedziele, pisałam tego posta dwa dni temu)

W każdym razie bardzo lubię mój plan ;) a wygląda on tak:

1. Aerobic dance
2. Spanish I
3. English III
4. Algebra II
?. Lunch
5. US history
6. Teen Leadership
7. Tennis

Dodatkowo we wtorek i czwartek mam treningi tenisa do 3:30. W piątki są zawody ale na nie nie jeżdżę bo za krótko gram ze szkołą.

No ale od początku, miałam wszystko odpisać więc opiszę ;)

0. Jestem w szkole zazwyczaj o 6:40. What?! To nie jest normalne dla tutejszych ludzi szczególnie, że lekcje zaczynają się o 7:25. No ale Henry musi być wcześniej w szkole z powodu ROTC (klub wojskowy, coś w tym stylu). Więc zazwyczaj siedzę i nic nie robię, teraz jest lepiej bo mam jakiś znajomych i czasem kogoś spotkam więc aż tak się nie nudzę.

1. Aerobic dance
Zastanawiałam się nad tym albo nad zwykłym Dance I ale stwierdziłam, ze to, że potrafię zrobić szpagat nie znaczy, że potrafię tańczyć. W dodatku naprawdę chciałabym nie przytyć w tym roku :D W każdym razie podoba mi się ta lekcja. Dziewczyny są bardzo nieśmiałe (każdy rocznik, jesteśmy pomieszane), mało kto rozmawia jak na razie, więc jest odrobinę dziwnie i niezręcznie. Ale uważam, że to jest dobre rozpoczęcie dnia ;p
Polega to mniej więcej na tym, że łączymy fitness z tańcem. Używamy kroków z zumby etc i robimy z tego układy. Całkiem dobra zabawa, no i nie trzeba mieć żadnych umiejętności ;D

2. Spanish I
Czyli po prostu podstawy hiszpańskiego ;) Nauczycielka jest całkiem miła więc nie jest źle, języki zawsze były moją mocną stroną więc radzę sobie bez problemy. To jest jedna z lekcji gdzie są pomieszane wszystkie roczniki

3. English III
Nie jest najgorzej, myślałam, że będzie ciężko ale przed wczoraj np pisałam już pierwszą prace. Myślę, że nie poszło mi najgorzej. Bardzo lubię tą nauczycielkę, jest wyrozumiała i mila dla każdego. Jeszcze jej nie słyszałam, żeby podniosła na kogoś głos.

4. Algebra II
Matematyka dla debili. Dla mnie idealnie. Jest nas 17 na tej lekcji- idioci, goście z drużyny footballowej i kilka dziewczyn. Mój cel? Przyjść, nie zamarznąć i wyjść.
Nauczycielka jest przeeemiła. Mówi do nas jak do dzieci z podstawówki i jak mamy czas do końca lekcji to sama rozwiązuje dla nas zadanie domowe ;p Duży przeskok bo skoczyłam z rozszerzenia gdzie ledwo sobie radziłam. Teraz jestem najlepsza w klasie.

?. Lunch
Jest zdecydowanie za późno, jestem o tej porze już baaardzo głodna i tylko o tym myślę. NIKT z moich znajomych nie ma lunchu ze mną. NIKT. Więc siedzę z Henrym i jego znajomymi.
I nie, nie kupuje tego czegoś zwanego jedzeniem w szkole. Biorę swoje jedzonko składające się zazwyczaj z kanapki, marcheweczek i takich słodkich owsianych chrupków które kocham nad życie.

5. US history
Zdecydowanie najtrudniejszy przedmiot. Nie, nie dlatego, że historia Stanów jest jakaś strasznie trudna... po prostu większość czasu pracujemy na tekstach źródłowych... i wtedy nawet nie wiem co czytam. Całe szczęście siedzimy przy stolikach 4 osobowych i pracujemy w grupach. Wtedy błagam o pomoc.

6. Teen Leadership.
Tutaj zaczyna się fajna część dnia. To jest zdecydowanie najlepszy wybór jaki dokonałam. Co tam robimy? Uczymy się jak robić dobre pierwsze wrażenie, być pewnym siebie, pracować w grupach etc. Uwielbiam tego nauczyciela, zawsze stoi przed klasą żeby przywitać każdego uściskiem ręki i zapytać "how are you" przed wejściem (zazwyczaj wszyscy są spóźnieni bo to w innym budynku jest). On jest właściwie cochem footballu u nas w szkole ;D
Lubie ludzi z tej lekcji, duża część z nich jest nieśmiała ale powoli się otwierają i integrują się z resztą.
Wczoraj musieliśmy wygłosić przemowę 'o sobie'. 2 minuty gadania o sobie? To było wbrew pozorom ciężkie... ale naprawdę wiele się dowiedziałam o innych.
Niestety to jest tylko lekcja przez jeden semestr :(

7. Varsity Tenis
Co ja tam robię?! Znaczy, nie żebym narzekała, że jestem w reprezentacji szkoły no ale wrzucili mnie tam bez żadnych podstaw. Tak więc jestem w drużynie z dziewczyną, która jeździ po całym Teksasie na zawody i z chłopakiem, który ma uprawnienia trenera tenisa:
-'so I gues I'll be late for work today"
-"Where are you working?"
-"oh I'm a tennis coach"
No ale właściwie większość osób gra jak ja więc nie jest źle. Muszę jednak się trochę podciągnąć...

We wtorki i czwartki zostajemy na kortach do 3:30, potem albo czekam aż mnie odbierze Cyn albo błagam kogoś o podwózkę.

W normalne dni albo wracam autobusem albo błagam o podwózkę. Od razu powiem, że amerykańskie żółte autobusy są okropne, stare, duszne i przepełnione ludźmi. W dodatku jadą 5 razy dłużej niż samochody.... Czyli jednak wybieram opcje "hi, can u give me a ride home?".

Po szkole nie uczę się za dużo, czasem mam tylko zadanie z matematyki, które jest do zrobienia w 5 minut. Ale zazwyczaj coś robimy, np jedziemy do sklepu, do kogoś ze znajomych Cyn albo po prostu wracam do domu o 18 jak dzisiaj i jestem wykończona :D ale nie mam co narzekać, szkola podoba mi się dużo bardziej niż moja Polska szkoła ;p To pewnie dlatego, ze sama mogłam sobie wybrać lekcje ;)

 w szkolnej bluzie
 korytarz
 zadanie domowe z maty ;p
 przysięgam, że w USA jest najlepszy jogurt grecki jaki jadłam
a tu kolejne koszulki szkolne, kóre zamówiła Cyn 
jeśli bym kiedyś jeździła na zawody ze szkołą ;p


niedziela, 30 sierpnia 2015

PIerwszy tydzień

Wiem, że powinnam pisać częściej i wiem, że obiecałam wpis o pierwszych dniach.  Byłam naprawdę zajęta w tym tygodniu i bardzo dużo się działo :) 
Mój pierwszy dzień szkoły był tragiczny, nie żartuje. Byłam zestresowana, dygotałam z zimna i prawie się nie odzywałam. To wszystko mnie tak bardzo wykończyło że zasypiałam w drodze do domu (y) nie wdawajmy się w szczegóły ale powiem wam tylko, że jadłam lunch sama (y). W szkole znałam jakieś osoby, i z nimi się kontaktowałam. Oczywiście wszyscy mieli lunch o innej porze... oprócz Henrego, który po prostu nie zobaczył esemesa. 
Z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej, coraz więcej ludzi się do mnie odzywało i interesowało. Lunch jadłam z hbratem więc samotność nie była taka zła no ale tak czy inaczej, spędzanie czasu głównie z host rodzeństwem jest słabe ;p
Na ostatnich dwóch lekcjach mam najlepszą okazje na poznawanie ludzi, tenn leadership i tennis :) Naprawde dobrze jest wziąć sobie takie luźniejsze lekcje, ludzie są zazwyczaj milsi. Już nie mówiąc o tym, że mam tenisa z kolegą od Leo (poprzedniego wymieńca, który meiszkał z moją rodzinką).
Wspomnę też, że już nie lubię mojej trenerki z tenisa (taaak, nawet jeszcze nie byłam na korcie a gdyby nie przemili ludzie z drużyny to nawet nie wiedziałabym co robić). 
To naprawdę tyle na dzisiaj i jak znajdę więcej czasu to opiszę moje lekcje ;p 

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

First (?) day of school

24 sierpnia, to dzień w którym spanie do 9, lunche w restauracji, oglądanie filmów cały dzień umarły śmiercią naturalną. Pobudka (w moim wypadku) o 5:00 wyjazd z domu o 6:30 (lubię mieć dużo czasu). Szkoła zaczyna się co prawda o 7:25 ale Henry lubi być w szkole dużo wcześniej, nie wiem po co.
W każdym razie, w praktyce nie był to mój pierwszy dzień szkoły, bo ten prawdziwy będzie dopiero jutro. Dzisiaj byłam się jedynie zarejestrować i wybrać przedmioty a że dość długo nam to zajęło to nie chciałam wbijać pośrodku lekcji.
Jutro rano muszę dotrzeć szybko do gabinetu mojego School Counselor po plan lekcji i zacząć szkołę.
Jeszcze nie znam dokładnego rozkładu moich lekcji ale wstępnie wam powiem co wybrałam:

1. English III
2. US History
3. Algebra II
4. Spanish I
5. Teen Leadership
6. Aerobic dance
7. Tennis

Pierwsze trzy przedmioty są wymagane przez szkołę/CCI a resztę mogłam sobie wybrać co tylko chciałam. Hiszpańskiego chciałam się zawsze nauczyć wiec wybór był oczywisty, w dodatku języki mi dość dobrze idą więc problemu raczej nie będzie, Teen Leadershipg to coś w stylu nauki przemawiania, pracy w grupach etc. ogólnie takie rzeczy przydatne w życiu. Jest to jednak przedmiot, który będę miała tylko w 1 semestrze, na drugi muszę wybrać coś innego. Dwa ostatnie to sport, jako, że nie chce wrócić dwa razy większa dałam sobie dużo tego na łowę, godzina aerobic dance rano, tenis na zakończenie lekcji i po lekcjach jeśli będę chciała (a będę chciała być w drużynie).
Wzięłam więc trzy dość luźne lekcje a do reszty będę musiała się raczej uczyć ;p Jutro będę znała mój dokładny plan a za tydzień lub dwa opiszę jak mi się on podoba ;)

W każdym razie, pomimo, że nie szłam dzisiaj do szkoły wstałam wcześniej, żeby pojechać zrobić zdjęcia ;D Cyn robi Henremu zdjęcia pierwszego dnia szkoły od kiedy był bardzo mały więc to taka mała tradycja. To czemu ja tam byłam? Bo Leo rok temu też miał zdjęcia z Henrym więc ja też musiałam. Ale w ramach rekompensaty za wstanie o 5 rano pojechałam z Cyn na śniadanie do iście amerykańskiej restauracji zjeść pancakes.

 mój brat to idiota ;p

w tle jest wejście do szkoły ;)


sobota, 22 sierpnia 2015

I will be a Junior

NO więc.... była opcja, że będę Senior! I nie dość, że będę w ostatniej klasie to jest dostanę High School Diploma!
Czekałam na spotkanie, które miało odbyć się w piątek (wczoraj) i wtedy miałam dowiedzieć się w której będę klasie. Oczywiście liczyłam na Senior ale.... nie udało się. Czy jestem zawiedziona? Nie. Zaraz wytłumaczę dlaczego.
To czy skończę szkołę w stanach zależało od ilości 'kredytów' które zebrałam w Polsce i to właśnie przemiła pani miała policzyć. Ale system Polski ni jak nie ma się do Amerykańskiego więc miała mały problem. Patrzyła tylko na świadectwa od 1 gimn do 1 lo, nic więcej. W związku z tym, że w gimnazjum ma się po 1 czy 2 godziny z biologi/chemi/fizyki a w stanach ma się tych lekcji w tygodniu 5... nie dostałam kredytu za żadne z nich. Ogólnie dość skomplikowane jest to żeby wytłumaczyć... w każdym razie pani wyliczyła tylko 13 kredytów kiedy żeby ukończyć szkołę musiałabym mieć 22. hmmmm teoretycznie było to do zrobienia... ale... to oznaczałoby, ze musiałam wziąć wszystkie lekcje typu angielski, historia, mata, science etc na najwyższym poziomie i dodatkowo zdawać osobny test z matematyki i angielskiego! Zostałam uprzedzona, że jeśli to właśnie będę chciała zrobić... to mogę się pożegnać z życiem towarzyskim i zajęciami pozaszkolnymi bo cały mój wolny czas zajmie zakuwanie po dyplom, który nie jest 100% pewny, że otrzymam :)
Tak więc zrezygnowałam. W zamian wezmę fajne lekcje których nie mogłabym wziąć w Polsce a po lekcjach będę chodzić na trening tenisa. Ten scenariusz odpowiada mi 19012901636 razy bardziej.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Pierwszy tydzień

To już tydzień kiedy tu jestem więc nadszedł czas, żeby napisać co ma jakiś ład i skład.
Tak, to jest pierwszy dzień kiedy mam trochę wolnego poranka, Cyn i Henry naprawdę się starają, żebym nie miała miała czasu się nudzić. I tak, to jest drugi raz kiedy jestem w ciągu całego pobytu na laptopie (nawet go jeszcze nie musiałam ładować).

Rodzina:
Moja host rodzina to najlepsza rodzina na świecie ;) Hmama i hbart przyjęli mnie od pierwszego dnia jako pełnoprawnego członka rodziny, Cyn zabiera mnie żebym poznawała jej przyjaciółki a Henry dba o to, żebym na wejściu miała jakiś znajomych. Z htatą jest większy problem, podobno przywyknie do mnie dopiero za jakieś 2 miesiące (tak mi powiedzieli za jego plecami, jestem ich drugim wymieńcem i tak właśnie było rok temu). Jeśli chodzi o hsiostrę... nie mieszka z nami. Ma już dziecko i mieszka w Missisipi. Henry jej nie cierpi, mówi, że jest wredna. Cyn też mnie ostrzegała, żebym jej za dużo nie mówiła bo nigdy nie wiadomo jak się zachowa, no i jest o mnie zazdrosna z niewiadomych powodów. W każdym razie i tak chciałabym ją poznać ;)

Miasto i Szkoła:
Jak już pisałam poprzednio, Cypress jest rozległe. Nie ma tu wieżowców, bloków etc. wszyscy mieszkają w domkach jednorodzinnych. Nie wspomnę już o tym ile tu jest restauracji/fast foodów/sklepów (nie tylko z jedzeniem). Mamy też jeden outlet a do zwykłego centrum handlowego trzeba jechać jakieś 30-40 min do Houston (co nie jest problemem, bo byliśmy już 3 razy na zakupach, w różnych miejscach).
Szkoła jest wielka, chodzi do niej 2000 uczniów chociaż na korytarzu podobno jest ścisk. W każdym razie nigdy nie widziałam tak dużej i nowej szkoły. Do szkoły należy też boisko do piłki nożnej, boisko do footballu, baseballu i 6 kortów tenisowych. W części atletycznej (już w budynku) jest też wielka sala gimnastyczna i 2 siłownie.
A jak będę do niej dojeżdżać? Miałam jeździć z Henrym, ale sprawy się nieco pokomplikowały bo sąsiedzi skarżyli się na jego jazdę po osiedlu, więc htata zabrał mu kluczyli. Teraz będziemy jeździć albo z Cyn albo z Sammy (koleżanka Henrego która mieszka kilka domów dalej).

Co się ostatnio działo?
Pep rally. Co to jest? Trudno wytłumaczyć, mogę to porównać trochę do rozpoczęcia roku szkolnego połączonego z zagrzewaniem do gry.
Był to taki spory szkolny event, przychodził kto tylko chciał, uczniowie, rodzice, rodzeństwo etc.
Usiedliśmy na trybunach (dużych trybunach) w sali gimnastycznej i oglądaliśmy tancerki, cheerleaderki, tańczącą maskotkę... a na koniec wybiegła cała drużyna footbollowa i przemawiał dyrektor. Hola hola, przemawiał to mało powiedziane. To nie było ani trochę podobne do przemowy dyrektora szkoły w Polsce. On krzyczał, motywował, zagrzewał do walki i "budził ducha szkoły" jeśli mogę to tak nazwać.
Po tym, był pierwszy w roku mecz footbollowy, na który poszliśmy... ale nie zostaliśmy na tym bo Cyn i jej przyjaciółka były znudzone to pojechaliśmy do restauracji (o północy?!) a potem do domu.
Pep rally ma tutaj swoich fanów i przeciwników. Ja uważam, że jest to coś godnego zobaczenia!

 Większość osób jest w szkolnych koszulkach!








piątek, 14 sierpnia 2015

Pierwsze dni ;)

Dotarłam do Houston już 3 dni temu jednak dopiero teraz mam czas żeby coś napisać... 
Jak tu jest? Zaczniemy od miasteczka. Jest CUDOWNE. Miasteczko to za mało powiedziane. Jest duże, rozległe może tak jak Warszawa? Nie wiem, ale są same piękne, nowiutkie domki jednorodzinne. Jest tutaj 5 dystryktów szkolnych. Ja należę do Cy-Woods High School (podobno najlepsza w mieście). Szkoła jest niesamowita duża, nowa, zimna (klima jest wszędzie i to za mocna, na dworze jest 40 stopni a w domu i w szkole chodzę w bluzie). Byłam w niej na razie dwa razy, raz żeby się zarejestrować (czego jeszcze nie zrobiłam, na razie nie powiem czemu, nie chce zapeszać), a drugi raz, bo syn przyjaciółki Cyn (mojej host mamy) jest Freshman'em w tym roku i też szli się zarejestrować to poszłam z nimi a Henry (host brat) oprowadził mnie po szkole i przedstawił kilku znajomym.
Apropo ludzi, szkoła się jeszcze nie zaczęła a ja już znam jakiś 10 osób w moim wieku, większość to znajomi Henrego, którzy przychodzili mnie poznać (jedna jego koleżanka, przyjechała nawet z nimi na lotnisko!). Ale tak czy inaczej poznawanie tutaj ludzi jest łatwiejsze niż myślałam. Siedząc pierwszego dnia na rejestracji, jakaś dziewczyna podeszła bo usłyszała, że jestem z Polski i na wymianie, potem przyszedł jej chłopak i koledzy, zaproponowali pomoc gdybym jej potrzebowała ;) No i nikt mnie jeszcze nie spytał "gdzie jest Polska?". Zawsze słyszę tylko "ooo cool" a jeden chłopak się ucieszył, że w końcu zna kogoś kto zna zasady piłki nożnej (nie powiedział, że tak naprawdę ich nie znam, sport narodowy to sport narodowy) .
A co do rodzinki, to mam naprawdę najlepszą na świecie. Są śmieszni, Cyn i Henry dużo mówią i wszędzie chcą mnie zabierać i wszystko pokazać. Hdad podobno przywyknie do mnie dopiero za 2 miesiące ;D na razie ze mną prawie nie rozmawia :( ale to podobno normalne ;D
Jeśli chodzi o jedzenie, to nie jest najgorsze. Właściwie to jest naprawdę dobre (Cyn gotuje). Śniadanie i lunch muszę robić sobie sama, ale oczywiście nie jest to dla mnie problemem ;) Dużo robimy każdego dnia bo chcą mi wszystko pokazać, więc stwierdziłam, że nie będę opisywać wszystkiego bo mam na to a) za mało czasu b) za dużo do pisania.

 Henry z psem ;)

 Basen osiedlowy 

 To jeszcze z samolotu
żeby pokazać jak
dużo miałam miejsca

Korytarz w szkole (!)

Chaos tutaj powstał, musicie się tym zadowolić do czasu kiedy będę miała więcej czasu (?) żeby coś napisać, bo zaraz idę robić luch ;p 

piątek, 7 sierpnia 2015

4 dni przed wylotem

Jak się miewam 4 dni przed wylotem? Mam bardzo mało czasu i to bynajmniej nie dlatego, że całe dnie zajmuje mi pakowanie, ogarnianie dokumentów itp. Niestety te dość ważne czynności zeszły na ostatni plan.
To co ja w takim razie robię cały dzień? Żegnam się. Chcę przed wylotem spotkać się z wszystkimi znajomymi (niewykonalne) i spędzić jak najwięcej czasu z najważniejszymi ludźmi (czasu jest zbyt mało). No i właściwie to codziennie zapominam, że wylatuje już we wtorek.
Czytam też blogi wymieńcow którzy już dotarli na miejsce (na telefonie, szkoda czasu na odpalanie laptopa) i cieszę się, że udało im się dotrzeć bez problemów :)
Dzisiaj w chwili wolnego czasu zaczęłam się pakować i naszła mnie na chwile totalnie dziwna (jak na mnie) kmina, żeby zacząć coś nagrywać.
W każdym razie, pewnie następnym razem napiszę coś kiedy będę na miejscu/na lotnisku.
"Do zobaczenia" poza granicami Polski.


PS. zobaczcie moją szkołę od środka LINK


Ag.

sobota, 1 sierpnia 2015

Q&A

Kurde blade, chciałabym odpowiedź na każde pytanie z osobna ale trudno mi tak :( połączę je tak, żeby było logicznie i żeby na wszystko była odpowiedź, kk?

Jak się dowiedziałaś, że w ogóle są organizowane takie wymiany? Dlaczego wybrałaś akurat swoją organizację?
Znajomi mojej siostry jechali na takie wymiany ;) ale nie interesowałam się tym wtedy na poważnie, aczkolwiek- stąd właśnie o tym wiem.
A organizacja... moja mama ma znajomą której mama ma znajomą która była host mamą i współpracowała właśnie z CCI.

Jak się nauczyłaś angielskiego na tyle dobrze żeby jechać na wymianę ? Boisz się że nie będziesz rozumiała ?
Jest o tym post  i nie, nie boję się, najwyżej będę opisywać i gestykulować ;D jak gadałam z Cyn (hmamą) na Skypie to bez problemu się dogadałyśmy. Języka chyba najmniej się boję. 

Jaki jest Twój najgłupszy strach związany z wylotem do USA i spędzeniem tam roku?
Kurde chyba nie mam, żadnych głupich 'strachów'. Boje się tylko tego, że nie znajdę znajomych i przytyje. oooo najbardziej się boje, że przytyje #commonwhitegirl

Jakie są Twoje zainteresowania, jak zamierzasz je rozwijać a Ameryce?
Zawsze mówię, że nie mam zainteresowań, ale w sumie to interesuje się zdrowym odżywianiem i mam nadzieje, że trochę z tego skorzystam w USA. Właściwie to Cyn coś mówiła o tym, że mam jej pomóc schudnąć. Ale nie wiem czy to był żart czy nie :(

Chciałabyś dołączyć do jakiejś sekcji sportowej albo klubu w szkole? 
Chciałam zostać cheerleaderką, ale nie mogę bo moja szkoła nie pozwala wymieńcom. (zawody są w wakacje kiedy mnie już nie będzie więc bez sensu zgrać się z całą grupą i potem ich opuścić)
Tak więc będę grać w tenisa na jesień i na wiosnę. A na zimę muszę sobie jeszcze znaleźć jakiś fajny sport.

Czy w Twojej szkole będą jacyś wymieńcy?
Z tego co kojarze ma nas być razem 6.

Jaki jest Twój cel nr 1 wymiany?
Odnaleźć siebie.

Za czym najbardziej będziesz tęskniła, a za czym najmniej?
Za pewną bardzo ważną dla mnie osobą...
A najmniej... za cebulostwem. Nienawidzę cebulostwa.

Jaki jest twój ulubiony sklep?
Ostatnie pytanie bo nie jest związane z wymianą.
Zakładam,  że chodzi o sklepy z ubraniami, a na miano ulubionego ostatnio awansował pull&bear, pewnie dlatego, że wzorują się (wręcz kopiują) Brandy Melville.


Więcej pytań nie dostałam, ale jeśli komuś by się nasunęły jakieś pytanka to śmiało!
btw. lubię czytać komentarze ;)

Ag.

niedziela, 26 lipca 2015

Pytania?

Póki mam czas (tzn. Siedze w domu i nic nie robie aka nie jestem jeszcze w usa), pomyślałam, żeby "pobawić" sie w Q&A ;)
Tak wiec zapraszam do zadawania pytań, bo to chyba jedna z niewielu możliwości dowiedzenia sie czegoś o mnie zanim pojade i będę jawnie wyrazac moją opinie i dzielić sie z wami moim życiem bardziej niż teraz ;D

Ag

piątek, 24 lipca 2015

Wiedeń 17-20.07 (zdjęcia)

Nie jestem wielkim podróżnikiem jak większość wymieńców. Nie planuje przejechać całego świata albo jechać do Indii- to nie moje tereny ;p Zwiedzam trochę inaczej, lubię tylko duże miasta i tam się chętnie wybieram. Nie lubię żadnego muzeum na świecie więc do nich nie wchodzę, zamiast tego lubię chodzić po mieście w dobrym towarzystwie, udawać, że w nim mieszkam, robić zakupy, jeść i dobrze się bawić.
Właśnie po to tłukłam się 8 godzin do Wiednia 'polskim busem' z siostrą i koleżanką. Było warto ;)

takie zdjęcie niczego
 Belweder
 Muzeum (od zewnątrz, do środka nie wchodziłam ;D)
 Katedra
Biblioteka :o
sorki że zdjęcie ze snapa, ale tutaj od razu jest podpis (y)

 Na najlepszym placu zabaw na świecie, bawiłam się tam jak byłam mała (y)
minuta ciszy dla jakości tego zdjęcia...
 w metrze
 z jakimś koniem
plac zabaw po raz kolejny. Byłam tam w środku dnia i nie było ANI JEDNEGO dziecka. Trochę przykro bo to naprawdę najlepszy plac zabaw na świecie :(
No i dokumentacja tego, co lubię robić najbardziej na świecie
#shopaholic
Już wiem, że jak pojadę do USA to zrobię duże zamówienie internetowe z Brandy <3

Ag.

piątek, 10 lipca 2015

Konsulat

Teraz nie ma już (prawie), żadnych przeszkód żeby jechać ;)
Wczoraj wsiadłam z tatą do samochodu i pojechałam do... Sosnowca. Nie 'for fun' bo nikt for fun do Sosnowca nie jeździ. Tata musiał coś załatwić w pracy zanim pojechaliśmy do Krakowa do konsulatu Stanów Zjednoczonych. Jechaliśmy oczywiście n złamanie karku bo nie ma co być za wcześnie (jak ja się nienawidzę śpieszyć i spóźniać). Byliśmy na styk, całe szczęście, że są wakacje i Kraków nie jest zakorkowany, no i też godzina była dobra bo ani z pracy ani do pracy, feel free możesz jechać gdzie chcesz o też porze. 
Ktoś kiedyś powiedział mojemu tacie w telefonie, że jak mam 17 lat to muszę wbić do tego konsulatu sama, więc tak zrobiłam a on siedział po drugiej stronie i jadł śledzie (ambasada śledzia, szkoda, że bez wódki). Jak się okazało, mógł ze mną wejść ale (jak się okazało później) nie było to konieczne.
Weszłam sobie do środka, przeszłam kontrole prawie jak na lotnisku, ale wszystko zostawiłam tacie, żeby się nie bawić w zostawianie rzeczy itp więc szybciutko udałam się do pani która z całej masy papierów (które "musiałam" wziąć) wyciągnęła tylko dokument DS-2019 oraz wydruk ze strony konsulatu i oznajmiła, że więcej nie będzie mi potrzebne (!). Potem poszłam po schodkach do góry, oddałam odciski palców, wzięłam numerek (prawie jak na poczcie) i usiałam w poczekalni pełnej ludzi. Nudziło mi się strasznie i tylko czekałam, aż ktoś koło mnie usiądzie i będę mogła gadać o niczym (jak zwykle). Tak się też stało, wiec pogawędziłam chwilkę z miłą dziewczyną która wybiera się na spontana do Stanów na wakacje (pozdrawiam). 
Kiedy pojawił się na płycie mój numerek serce zabiło mi troszkę szybciej i pomknęłam do drugiego pomieszczenia z konsulami (?). Podeszłam do pana za szybą, oddałam odciski palców, pogawędziłam dwie minuty (po ang), podziękowałam i wyszłam. To wszystko. Po to musiałam czekać pół godziny ;D 
No i tak się skończyła moja przygoda w konsulacie, o 14 byłam już w Katowicach (tu mnie wystawił tata żebym sobie pojechała autobusem do domu) i korzystając z okazji znajdowania się pod galerią katowicką weszłam wypić kawę i kupić sobie koszulkę. Potem pojechałam do domu śpiąc sobie w autobusie (nie byłam jedyna na szczęście).

#shopaholic
(widać opaskę z openera!)
(to jest piękny haft który na niej jest, 
nie ona nie jest cała biała)

Tak właściwie to nie mam pojęcia jak spakuję wszystkie moje ubrania. Może ktoś mi powie?

Ag.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Trójmiasto 1-5 .07 (zdjęcia)

W końcu będzie sporo zdjęć. Tak jak wspominałam wybierałam się w tym roku na jeden dzień na openera. No ale, jako że nie opłaca się jechać tylko tam i z powrotem do Gdynii to spędziłam z mamą 4 dni w Trójmieście a w jeden dzień (w piątek) dojechałam do moich dobrych znajomych i poszłam z nimi na festiwalowe bajlando ;D
 
Na sam początek przestawiam piękne widoczki ;D

 zachód słońca na porcie w Gdynii, ten wysoki budynek w tle to sławny see tower
 cudowne różowe niebo, molo, Gdynia
 molo w Sopocie (Sopot jest przepiękny!)
Gdańsk z wysoka

Kilka randomowych:

 Muszę się pochwalić pięknym scorpionem. Wybaczcie (molo, Gdynia)
 Pokochałam mój half up half down (nie zwracać uwagi na zdjęcie w sklepie z meblami) 
 hmmmm jakby nie patrzeć to połowę wyjazdu spędzałam w centrach handlowych ;_;
A tu jak wychodziłam rano w piątek (dobijałam do znajomych na pole namiotowe, poszliśmy na plaże, chwile posiedzieliśmy a dopiero potem podbiliśmy koncerty. Potem miałam jeszcze sweter a o 4 rano i tak zamarzałam....

I opener:

 To już ok 2 rano, zimo strasznie, koczawaliśmy z dala od sceny 
 Zaraz po wejściu na festiwal (poznaje po tym, że jeszcze mamy pomalowane usta a moje włosy jeszcze nie są spięte) 

 Na openerze dają bardzo dobrze i bardzo drogo jeść, przedstawiam wegańskiego burgera (nie, to nie jest bułka z chlebem) 
(ofc, wzięłam za mało hajsu, i musiałam pożyczać kupony od znajomych)
 Of monsters and men oraz tłum rączek i głów. I tak byłam bardzo blisko sceny (na mumford and sosn też, ale nie mam zdjęć bo za dobrze się bawiłam, skakałam i śpiewałam żeby myśleć o tym, zeby robić zdjęcia, najlepszy koncert na świecie, kocham mumfordów)
Ja z jedną z moich najlepszych przyjaciółek Natalią (po raz kolejny) ;D na tle głównej sceny
No i sama główna scena

Mam nadzieje, że pasują wam posty w tym stylu ;p zdecydowanie łatwiej się je pisze, myślę, że w stanach będę też takie robić ;)