Mój pierwszy dzień szkoły był tragiczny, nie żartuje. Byłam zestresowana, dygotałam z zimna i prawie się nie odzywałam. To wszystko mnie tak bardzo wykończyło że zasypiałam w drodze do domu (y) nie wdawajmy się w szczegóły ale powiem wam tylko, że jadłam lunch sama (y). W szkole znałam jakieś osoby, i z nimi się kontaktowałam. Oczywiście wszyscy mieli lunch o innej porze... oprócz Henrego, który po prostu nie zobaczył esemesa.
Z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej, coraz więcej ludzi się do mnie odzywało i interesowało. Lunch jadłam z hbratem więc samotność nie była taka zła no ale tak czy inaczej, spędzanie czasu głównie z host rodzeństwem jest słabe ;p
Na ostatnich dwóch lekcjach mam najlepszą okazje na poznawanie ludzi, tenn leadership i tennis :) Naprawde dobrze jest wziąć sobie takie luźniejsze lekcje, ludzie są zazwyczaj milsi. Już nie mówiąc o tym, że mam tenisa z kolegą od Leo (poprzedniego wymieńca, który meiszkał z moją rodzinką).
Wspomnę też, że już nie lubię mojej trenerki z tenisa (taaak, nawet jeszcze nie byłam na korcie a gdyby nie przemili ludzie z drużyny to nawet nie wiedziałabym co robić).
To naprawdę tyle na dzisiaj i jak znajdę więcej czasu to opiszę moje lekcje ;p
Mój tydzień też był ciężki :( Jeszcze znajdowanie nowych znajomych jakoś idzie (choć powoli), ale różne pory lunchów wszystko psują.
OdpowiedzUsuńPory lunchów to samo zło!!! wszyscy moi znajomi mają inne :')
OdpowiedzUsuń